Kiedy substancja staje się losem
- NIEMY KRZYK
- 17 lip
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 21 lip
Pamiętam, jak kiedyś powiedział mi pewien człowiek, że nie pamięta momentu, w
którym alkohol przestał być przyjemnością, a zaczął być koniecznością. „To było jak
zmiana światła – z ciepłego na zimne – ale tak powoli, że człowiek się nie
zorientował, że już nie świeci”.
To zdanie wraca do mnie często. Bo uzależnienie nie zaczyna się tam, gdzie zdrowi i
trzeźwi, zwykle je sytuujemy. Nie zaczyna się przy butelce, igle, ekranie czy kolejnym
zakładzie w kasynie. Ono zaczyna się znacznie wcześniej – w głodzie. Głodzie
zrozumienia, głodzie bezpieczeństwa, głodzie niewypowiedzianym i często
niezrozumianym nawet przez samego człowieka.
Niektórzy piją, bo chcą. Inni, bo muszą.
Dla wielu z nas alkohol to element życia towarzyskiego. Szklanka wina do kolacji,
kieliszek koniaku na święta. Ale są tacy – i jest ich wielu – dla których substancja
przestaje być wyborem. Przestaje być akcentem. Staje się centralnym punktem planu
dnia. Budzisz się i wiesz, że musisz zdobyć. Nie dlatego, że chcesz się zabawić – ale
dlatego, że ciało domaga się swojej dawki. A może nie ciało, tylko dusza, która już
nie potrafi inaczej przetrwać dnia.
I tu właśnie – w tej przemianie z przyjemności w przymus – substancja staje się
losem.
Niektórzy próbują tłumaczyć to wolą. Mówią: „on wybrał”. Ale czy naprawdę? Czy
człowiek wychowany w chaosie, wśród przemocy, lęku i braku granic – miał szansę
zbudować coś innego niż uzależnienie? Czy dziecko, które nigdy nie zaznało
poczucia bezpieczeństwa, nie szuka potem przez całe życie jego substytutu – często
właśnie w substancji?
Zatracenie, które ma swój sens
Nie sposób mówić o uzależnieniu, nie widząc, co ono daje. Dla wielu ludzi –
szczególnie na początku – jest to przecież coś, co koi. Co tłumi hałas wewnętrzny,
wycisza ból, pozwala na chwilę zapomnieć, kim się jest. A czasem – daje złudne
poczucie siły, odwagi, sprawczości. „Dopiero po trzech piwach mogłem zadzwonić do
ojca” – powiedział na terapii. A inna: „Bez heroiny nie byłoby mnie. I może dobrze”.
Czy to nie jest tragiczny paradoks? Substancja, która ma zabić ból – z czasem sama
staje się źródłem największego cierpienia.
Granica, której nie widać
Człowiek uzależniony nie budzi się pewnego ranka i nie mówi sobie: „Od dziś jestem
alkoholikiem”. To proces, który toczy się po cichu. Tłumaczony – najpierw racjonalnie,

potem desperacko. „Mam stresującą pracę”, „Tylko dziś, jutro zrobię przerwę”,
„Zasłużyłem”. Do pewnego momentu system iluzji działa. Aż przychodzi dzień, kiedy
odbicie w lustrze nie przypomina już człowieka, którym się było.
I właśnie wtedy pojawia się to, co najtrudniejsze: wstyd. Taki, który paraliżuje. Który
mówi: „Jesteś nikim”. A z tego miejsca już bardzo blisko do rezygnacji. Do
przekonania, że tak już musi być. Że to już mój los.
Ale – i to jest ważne – to nieprawda.
Los nie musi być wyrokiem
Oczywiście, są uzależnienia głęboko zakorzenione. Biologiczne, społeczne,
psychiczne. Są historie dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, z domów bez miłości. Ale
nawet wtedy – i może właśnie wtedy – warto przypomnieć, że uzależnienie to nie jest
wyrok. To choroba. I jak każda choroba – może być leczona. Nie zawsze
wyleczona. Ale leczona.
Nie samemu.
W samotności człowiek się gubi. Potrzebuje drugiego – czasem terapeuty, czasem
przyjaciela, czasem grupy ludzi, którzy rozumieją ten sam ból. I nie pytają: „dlaczego
znowu?”, tylko mówią: „jesteśmy tutaj, chodź”.
Uzależnienie nie odbiera człowieczeństwa. Przeciwnie – często uwidacznia je w całej
dramatycznej pełni. Pokazuje, jak kruche są nasze emocje, jak głęboka może być
potrzeba akceptacji. I jak wielka jest zdolność człowieka do podniesienia się – jeśli
tylko dostanie szansę.
Dzisiaj, kiedy patrzę na ludzi wychodzących z uzależnienia, widzę coś więcej niż
tylko trzeźwość. Widzę odwagę. Codzienną, cichą, niedramatyczną. I pokorę –
wobec życia, siebie, i tej substancji, która kiedyś stała się losem.
Ale już nie jest.
Bo czasem los można odwrócić.
I właśnie o tym trzeba mówić najgłośniej.
CZEKAM NA TWÓJ GŁOS !
Komentarze