top of page

Kiedy substancja staje się losem

Zaktualizowano: 21 lip

Pamiętam, jak kiedyś powiedział mi pewien człowiek, że nie pamięta momentu, w

którym alkohol przestał być przyjemnością, a zaczął być koniecznością. „To było jak

zmiana światła – z ciepłego na zimne – ale tak powoli, że człowiek się nie

zorientował, że już nie świeci”.

To zdanie wraca do mnie często. Bo uzależnienie nie zaczyna się tam, gdzie zdrowi i

trzeźwi, zwykle je sytuujemy. Nie zaczyna się przy butelce, igle, ekranie czy kolejnym

zakładzie w kasynie. Ono zaczyna się znacznie wcześniej – w głodzie. Głodzie

zrozumienia, głodzie bezpieczeństwa, głodzie niewypowiedzianym i często

niezrozumianym nawet przez samego człowieka.

Niektórzy piją, bo chcą. Inni, bo muszą.

Dla wielu z nas alkohol to element życia towarzyskiego. Szklanka wina do kolacji,

kieliszek koniaku na święta. Ale są tacy – i jest ich wielu – dla których substancja

przestaje być wyborem. Przestaje być akcentem. Staje się centralnym punktem planu

dnia. Budzisz się i wiesz, że musisz zdobyć. Nie dlatego, że chcesz się zabawić – ale

dlatego, że ciało domaga się swojej dawki. A może nie ciało, tylko dusza, która już

nie potrafi inaczej przetrwać dnia.

I tu właśnie – w tej przemianie z przyjemności w przymus – substancja staje się

losem.

Niektórzy próbują tłumaczyć to wolą. Mówią: „on wybrał”. Ale czy naprawdę? Czy

człowiek wychowany w chaosie, wśród przemocy, lęku i braku granic – miał szansę

zbudować coś innego niż uzależnienie? Czy dziecko, które nigdy nie zaznało

poczucia bezpieczeństwa, nie szuka potem przez całe życie jego substytutu – często

właśnie w substancji?

Zatracenie, które ma swój sens

Nie sposób mówić o uzależnieniu, nie widząc, co ono daje. Dla wielu ludzi –

szczególnie na początku – jest to przecież coś, co koi. Co tłumi hałas wewnętrzny,

wycisza ból, pozwala na chwilę zapomnieć, kim się jest. A czasem – daje złudne

poczucie siły, odwagi, sprawczości. „Dopiero po trzech piwach mogłem zadzwonić do

ojca” – powiedział na terapii. A inna: „Bez heroiny nie byłoby mnie. I może dobrze”.

Czy to nie jest tragiczny paradoks? Substancja, która ma zabić ból – z czasem sama

staje się źródłem największego cierpienia.

Granica, której nie widać

Człowiek uzależniony nie budzi się pewnego ranka i nie mówi sobie: „Od dziś jestem

alkoholikiem”. To proces, który toczy się po cichu. Tłumaczony – najpierw racjonalnie,

Kiedy substancja staje się losem: Pamiętam, jak kiedyś powiedział mi pewien człowiek, że nie pamięta momentu, w którym alkohol przestał być przyjemnością, a zaczął być koniecznością.

potem desperacko. „Mam stresującą pracę”, „Tylko dziś, jutro zrobię przerwę”,

„Zasłużyłem”. Do pewnego momentu system iluzji działa. Aż przychodzi dzień, kiedy

odbicie w lustrze nie przypomina już człowieka, którym się było.

I właśnie wtedy pojawia się to, co najtrudniejsze: wstyd. Taki, który paraliżuje. Który

mówi: „Jesteś nikim”. A z tego miejsca już bardzo blisko do rezygnacji. Do

przekonania, że tak już musi być. Że to już mój los.

Ale – i to jest ważne – to nieprawda.

Los nie musi być wyrokiem

Oczywiście, są uzależnienia głęboko zakorzenione. Biologiczne, społeczne,

psychiczne. Są historie dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, z domów bez miłości. Ale

nawet wtedy – i może właśnie wtedy – warto przypomnieć, że uzależnienie to nie jest

wyrok. To choroba. I jak każda choroba – może być leczona. Nie zawsze

wyleczona. Ale leczona.

Nie samemu.

W samotności człowiek się gubi. Potrzebuje drugiego – czasem terapeuty, czasem

przyjaciela, czasem grupy ludzi, którzy rozumieją ten sam ból. I nie pytają: „dlaczego

znowu?”, tylko mówią: „jesteśmy tutaj, chodź”.

Uzależnienie nie odbiera człowieczeństwa. Przeciwnie – często uwidacznia je w całej

dramatycznej pełni. Pokazuje, jak kruche są nasze emocje, jak głęboka może być

potrzeba akceptacji. I jak wielka jest zdolność człowieka do podniesienia się – jeśli

tylko dostanie szansę.


Dzisiaj, kiedy patrzę na ludzi wychodzących z uzależnienia, widzę coś więcej niż

tylko trzeźwość. Widzę odwagę. Codzienną, cichą, niedramatyczną. I pokorę –

wobec życia, siebie, i tej substancji, która kiedyś stała się losem.

Ale już nie jest.

Bo czasem los można odwrócić.

I właśnie o tym trzeba mówić najgłośniej.


CZEKAM NA TWÓJ GŁOS !

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page